Krzysztof Sokołowski (Nocny Kochanek) – wywiad
Krzysiek Sokołowski, wokalista Nocnego Kochanka, opowiada nam o kulisach najnowszego albumu zespołu, „Stosunki Międzynarodowe”, z polskojęzycznymi wersjami utworów z klasyki heavy metalu i hard rocka. Jak się czują metalowcy, rywalizując na listach z Matą i sanah? Czy numery AC/DC, Iron Maiden i Helloween można przełożyć tak, by oddawały polskie realia? Jak to jest mierzyć się wokalnie z Robertem Plantem i Robem Halfordem? I czy Kochanek jest gotowy na więcej stosunków międzynarodowych?
Album „Stosunki Międzynarodowe” jest w tej chwili w ścisłej czołówce Bestsellerów Empiku w kategorii Muzyka, obok płyt Maty i sanah. Zadebiutował na drugim miejscu zestawienia OLiS. Jesteście zaskoczeni sukcesem waszego nowego wydawnictwa?
KRZYSZTOF SOKOŁOWSKI (Nocny Kochanek): Jeśli powiem, że nie jesteśmy zaskoczeni, to wyjdziemy na nieskromnych, a jeśli powiem, że jesteśmy, to wyjdzie na to, że nie jesteśmy zorientowani w sytuacji na rynku i nie wiemy, jak te listy wyglądały przy okazji wcześniejszych płyt (śmiech). A mówiąc serio – największym zaskoczeniem dla nas było, gdy pojawiliśmy się na liście bestsellerów Empiku w kategorii Ciężkie Brzmienia z naszym pierwszym albumem, „Hewi Metal”. Zaskoczyło nas, że ludzie tak chętnie kupowali płyty Nocnego Kochanka, bo to znaczyło, że naprawdę spodobał im się nasz pomysł na siebie – nie tylko nam samym (śmiech). Przy okazji kolejnych płyt już zawsze lądowaliśmy na ogólnej liście bestsellerów. Mimo że już jesteśmy bywalcami tego typu list, to znalezienie się przed Matą i sanah, którzy są topowymi artystami w Polsce w tym momencie, to dla nas bardzo przyjemne wyróżnienie.
Jak to robicie, że reprezentując niszowy gatunek muzyki, jakim jest heavy metal, jesteście w stanie konkurować na listach z gwiazdami popu i rapu?
Może dlatego, że jesteśmy dosyć nietypowym zespołem heavymetalowym. Niektórzy ortodoksyjni metalowcy pewnie chcieliby, byśmy się tego heavy metalu w ogóle wyrzekli (śmiech), bo prezentujemy ich zdaniem zbyt humorystyczne podejście do tej muzyki albo posługujemy się takim rodzajem żartu, który im nie odpowiada. Poza tym balansujemy na granicy metalu i rocka, ale też zahaczamy o inne gatunki muzyczne. Nasza muzyka jest generalnie mocno eklektyczna – są w niej odniesienia do Iron Maiden, Judas Priest, Helloween czy Black Sabbath, do zespołów power metalowych, takich jak Blind Guardian, do „true” metalu spod znaku Manowar, ale też do hard rocka, thrash metalu i tradycyjnego rocka. Gramy heavy metal, ale heavy metal eklektyczny i przystępny. Jeszcze inna sprawa to podejście fanów. Na naszych koncertach znajdziesz nie tylko fanów muzyki metalowej, ale też ludzi z najróżniejszych środowisk, subkultur i grup wiekowych. Wynika to z tego, że łączy ich wszystkich luźne, rock’n’rollowe podejście do życia. Większość ludzi – a może nawet wszyscy – lubi się wyluzować, napić i kochać, a przecież te tematy przewijają się przez teksty Nocnego Kochanka. Dlatego często nie jesteśmy odbierani jako zespół stricte metalowy. Niekiedy słuchacze są skonsternowani, gdy w internecie przeczytają, że jesteśmy kapelą heavymetalową, bo w naszym kraju metal kojarzy się głównie z najbardziej ekstremalnymi gatunkami, w których dominuje growl albo scream. Pokutuje taki skrót myślowy – jak metal, to na pewno darcie mordy i „szataniści” (śmiech). A te elementy u nas nie występują. Nasze teksty są dużo przystępniejsze i bardziej zrozumiałe niż w ekstremalnym metalu.
„Stosunki Międzynarodowe” to płyta z polskojęzycznymi przeróbkami metalowej i rockowej klasyki. Każdy szanujący się wykonawca metalowy ma w dorobku cover album – Metallica, Guns N’ Roses, Ozzy Osbourne, Helloween, Motörhead, w Polsce Acid Drinkers… Jesteście w zacnym towarzystwie.
(śmiech) Dziękuję, miło (śmiech). Długo się zastanawialiśmy, czy w ogóle chcemy coś takiego robić, ale w końcu uznaliśmy, że taki album paradoksalnie będzie czymś oryginalnym w naszej dyskografii. Chcemy być odbierani jako zespół kreatywny, który lubi zaskakiwać. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że ten akurat projekt nie wszystkim musi się spodobać, natomiast uważam, że jest to coś fajnego, niecodziennego i potrzebnego na naszym rynku muzycznym. Powiem ci, że przez długi czas rozważaliśmy wydanie tego albumu pod jakimś innym szyldem, bo nie do końca traktujemy go jako kolejny album Nocnego Kochanka. Co nie znaczy, że się od niego odcinamy, umywamy ręce – wręcz przeciwnie! Ale nie ma co ukrywać – to płyta, na której nie ma naszej muzyki. Teksty są przetłumaczone blisko oryginałów, choć z pewnym elementem parodystycznym i smaczkami, które zbliżają je do klimatu Kochanka, ale to jednak numery inne niż zwykle gramy. Generalnie mówimy w zespole, że czwarta płyta studyjna Kochanka wyjdzie w przyszłym roku, a to jest album, na którym Kochanek bawi się i edukuje.
Tłumaczenia piosenek są twoim dziełem – czy w takim razie to ty decydowałeś o tym, jakie utwory trafią na płytę?
Chłopaki rzeczywiście dali mi wolną rękę, jeśli chodzi o selekcję utworów, aczkolwiek wszystkie z nimi konsultowałem, podrzucili też kilka propozycji. Kryterium doboru przede wszystkim były teksty. Sfera muzyczna nie była aż tak istotna, bo nie chodziło nam o to, żeby silić się na oryginalność ani żeby pokazać, że my to zrobimy lepiej od pierwowzorów – wiadomo, że oryginały są zrobione świetnie. Najważniejsze było, by teksty wybranych piosenek były humorystyczne lub co najmniej luźne, pasowały do Kochankowej konwencji, ale oczywiście też musiały być to utwory zespołów, które lubimy i które muzycznie się z nami zgrywają. Ta płyta miała być w pewnym stopniu albumem koncepcyjnym. Teksty są humorystyczne, ale przeważnie skupiają się na tytułowych stosunkach – czyli na seksie. Każdy z tych numerów ukazuje nieco inny aspekt erotyzmu. Mamy w nich młodego chłopaka, który dopiero zaczyna swoją przygodę z seksualnością, w „Rób Mi Tak” czyli „Walk This Way” Aerosmith, ale mamy też bardziej rock’n’rollowe klimaty typu klub nocny z tancerkami w „Piorunie”, czyli „Thunderstruck” AC/DC. Jest też nietypowa miłość w wydaniu BDSM w „Panu od Tortur” („Mr. Torture” Helloween), jest połączenie erotyki i motoryzacji w „Turbo Kochasiu” („Turbo Lover” Judas Priest). A wszystko kończy się kawałkiem „Aleja Akacjowa 22” („22 Acacia Avenue” Iron Maiden), która zamyka płytę elementem refleksji nad erotyką i stosunkami. Utwór ten ma w zasadzie luźny tekst (o korzystaniu z usług prostytutki – red.), ale jest smutną historią, skłaniająca do przemyśleń.
To opowiedz coś więcej o zestawie wykonawców, który wybraliście.
Każdy z tych artystów jest bliski nam wszystkim, łącznie z perkusistą Żurkiem, który nigdy nie był związany ze sceną heavymetalową, choć oczywiście jednemu bardziej się podoba ten zespół, a drugiemu inny. Na przykład wielkim fanem Aerosmith jest nasz gitarzysta Kazon. Jeśli chodzi o miłość do Helloween, prym wiedziemy ja z Kazonem. Zawsze byłem wielkim fanem Judas Priest i Iron Maiden, a równie wielkimi maniakami Ironów są basista Artur i gitarzysta Arek. W.A.S.P. był typowo moim wyborem – zdecydowałem się na niego, bo numer „Animal (F**k Like A Beast)” jest po prostu fajny, heavymetalowy, ale ma popowy refren, a do tego tekst, który jest mocno obsceniczny – chyba najbardziej wulgarny na płycie, na którą to trafił pod tytułem „Rżnę się jak zwierz”. Kiss to zespół, który ma z Nocnym Kochankiem wiele wspólnego: łączy w swojej muzyce rock’n’rolla, glam rock, hard rock, heavy metal, ale i pop. A gdyby jego teksty przełożyć na polski brzmiałyby bardzo prosto, wręcz discopolowo (śmiech). Kiss jest wielką miłością naszego realizatora dźwięku, który rozgrzewa publiczność przed naszymi koncertami, puszczając między innymi kawałki tego zespołu. Także dlatego „Lick it Up”/„Liźnij Go” znalazł się na płycie. Jeśli chodzi o AC/DC, to może żaden z nas nie jest ultrasem tej kapeli, ale każdy z nas bardzo ją lubi, a motywy typowe dla Australijczyków pojawiają się również w naszych autorskich kawałkach. Najbardziej bezpośrednim nawiązaniem do AC/DC jest „Pierwszego nie przepijam”, w którym Kazon imituje sposób artykulacji i brzmienie braci Youngów. Guns N’ Roses zawsze kojarzyli się nam z rock’n’rollem i zabawą, a postanowiliśmy oddać hołd kawałkowi „Nightrain” nie bez przyczyny. Każdy, kto zna nasze płyty wie, że w tekstach Kochanka często padają odniesienia do taniego wina. Wynika z nich, że jesteśmy wielbicielami Amareny – co częściowo jest prawdą (śmiech). A Nightrain to marka taniego kalifornijskiego wina, które chłopaki z Guns N’ Roses pijali, gdy nie byli jeszcze popularni i nie mieli kasy na droższe alkohole. Odniesienie do wina musiało się pojawić na „Stosunkach” (śmiech). A co do Led Zeppelin, to wzięliśmy się za nich, bo wiele osób, które przychodzą na nasze koncerty, to osoby bardzo młode. Z pewnością niejedna z nich nie zna Zeppelinów, albo zna tylko z nazwy. A to przecież ikona muzyki, która położyła podwaliny pod heavy metal! W tym wypadku chcieliśmy zwrócić uwagę na tekst, ale też przypomnieć lub pokazać słuchaczom, jak fajnie chłopaki grali już ponad pięćdziesiąt lat temu.
Jesteś z wykształcenia i zawodu tłumaczem. Czy już wcześniej zajmowałeś się przekładem piosenek?
Pewnie. Tak naprawdę interesowałem się tym od czasów nastoletnich – w ten sposób także uczyłem się języka, nie tylko z podręczników. Teksty piosenek metalowych i rockowych były dla mnie skarbnicą słówek i języka angielskiego ogólnie. Później, gdy poszedłem na studia, na kierunku lingwistyka stosowana poznałem techniki tłumaczeniowe i rozszerzyłem swoje umiejętności językowe, więc moje tłumaczenia, które cały czas robiłem dla siebie, stawały się coraz lepsze i wydawało mi się, że jestem w tym naprawdę niezły. Kiedy z Kochankami nagrałem już kilka albumów, pomyślałem, że fajnie by było się sprawdzić w tych tłumaczeniach na szerszą skalę. Chciałem spełnić swoje translatorskie ambicje, a przede wszystkim posłużyć jako edukator. Chciałem uświadomić słuchaczy, że w anglojęzycznych piosenkach seksualność i erotyzm to jest temat powszedni, który przewija się przez dyskografie nawet tych największych zespołów rockowych i metalowych.
Twoje przekłady są bliskie oryginałów, ale nie brakuje w nich odniesień do polskich realiów.
Może zabrzmię teraz trochę naukowo, ale chyba nie da się tego uniknąć (śmiech). Mamy bowiem do wyboru dwie znane strategie translatorskie — egzotyzację i domestykację. Pierwsza polega na tym, że staramy się podążać za oryginałem i trzymać się realiów, w których powstał tekst. Gdy w „22 Acacia Avenue” natrafiamy na East End, to możemy go zostawić i mieć nadzieję, że odbiorca będzie wiedział, że jest taki rejon w Londynie. Ale możemy to też przetłumaczyć w taki sposób, by słuchacz nie musiał się za bardzo zastanawiać o co chodzi i na przykład East End zastąpić warszawską Pragą. Ja — koniec końców — zrezygnowałem z Pragi, jako że w tej dzielnicy nie ma ani alei, ani ulicy Akacjowej. W „Mr. Torture” pada fraza dial 18 double 0, czyli wykręć jeden osiem zero zero. W Polsce taki numer z niczym się nie kojarzy. Za to wszyscy pamiętamy słynne telefony 0-700, które kosztowały majątek i przez które można było sobie telefonicznie zrobić dobrze. W tym wypadku zastosowałem zatem technikę domestykacji i przetłumaczyłem ten fragment, nawiązując do polskich realiów. Wahałem się w przypadku „Thunderstruck”, gdzie pojawia się Teksas, ale ostatecznie go zostawiłem, bo uznałem, że jest miejscem na tyle znanym Polakom, że nie będę kombinował. Choć mogłem napisać, dajmy na to, Radom przywitał nas, co może nawet bardziej by pasowało do Nocnego Kochanka (śmiech). Zależało mi, by teksty były jak najbardziej czytelne dla odbiorców, bo oni nie mają badać kulturowo tych tekstów, tylko dostrzec w nich humor i groteskę.
A jak wspominasz pracę nad albumem jako wokalista? Musiałeś się zmierzyć z partiami wokalnymi największych rockowych i metalowych frontmanów – Roberta Planta, Roba Halforda, Bruce’a Dickinsona, Briana Johnsona… To nie przelewki.
To było z mojej strony mocno odważne posunięcie, by na jednej płycie zaśpiewać jak Steven Tyler, a później wcielić się w rolę Halforda, Dickinsona czy Blackiego z W.A.S.P. Było to ogromne wyzwanie. Starałem się w miarę swoich możliwości zbliżyć do oryginalnych wokalistów, ale też wiedziałem, że narażam się na krytykę, bo niemożliwym jest zaśpiewać wszystko znakomicie. Mój głos lokuje się chyba najbliżej partii Dickinsona w „22 Acacia Avenue” i Andiego Derisa w „Mr. Torture” i takie śpiewanie lubię najbardziej. Za to niektóre numery śpiewało mi się bardzo nietypowo – w „Walk This Way” musiałem niemalże zarapować, a w przypadku „Animal (F**k Like A Beast)” W.A.S.P. musiałem wydzierać się jak chory p..jeb (śmiech). Ale to też sprawiło mi ogromną radość. Mówiąc szczerze, nie do końca mnie interesuje, czy ktoś będzie mówił: Tu sobie poradziłeś świetnie, a tu nie do końca, bo to nie jest główny cel tej płyty. Nie chodziło nam o popisy na zasadzie: Zaśpiewam czy zagram każdego. Bo to przecież nie jest możliwe, by podrobić tych wielkich wokalistów. Na każdym kroku podkreślam – skupiliśmy się na tekstach i traktujemy „Stosunki” jako album z misją.
Moim zdaniem wykonałeś na tej płycie doskonałą robotę wokalną. Czy nie czujesz się trochę niedoceniony jako wokalista przez dziennikarzy i słuchaczy? Mam wrażenie, że wielu odbiorców skupia się aż za bardzo na waszych jajcarskich tekstach i nie dostrzega, że prezentujecie też naprawdę wysoki poziom wykonawczy.
To dotyczy każdego w naszym składzie, bo mamy naprawdę sprawnych muzyków. Ale nie dziwi mnie, że jesteśmy niedoceniani jako muzycy, bo jak robisz sobie żarty, to trochę skazujesz się na to, że nie będziesz traktowany poważnie. Z jednej strony to normalne – gdy piszesz jajcarskie teksty, to przecież chcesz, by ludzie się pośmiali i podchodzili do nich na luzie. Ale gdy dziennikarz recenzuje płytę, albo ma ją umieścić w plebiscytach, to wtedy pojawia się problem. Jak porównać Nocnego Kochanka z innymi albumami, które ukazały się w danym roku? Dziennikarz może uznać, że pod kątem muzycznym kompozycje są spoko, ale teksty? Jak można brać na serio zespół, który śpiewa o pigułce samogwałtu albo dziewczynie z kebabem? Nieraz w recenzjach prasowych zauważaliśmy, że dziennikarz wypowiadał się o nas w samych superlatywach, i podczas gdy tekst jasno pokazywał, że chciałby dać nam pięć czy sześć gwiazdek, płyta dostawała trzy czy trzy i pół. Ale pogodziliśmy się z tym już na początku działalności Nocnego Kochanka… Niemniej jednak dziennikarze coraz częściej nas doceniają za warsztat, nawet jeśli teksty im się nie podobają. Zostaliśmy wyróżnieni Fryderykiem za album „Randka w Ciemność” przez ludzi z branży, w tym dziennikarzy, którzy biorą udział w głosowaniu. To nie było tak, że zorganizowano plebiscyt internetowy, który szturmem przejęli fani Kochanka i oddali taką liczbę głosów, że wygraliśmy. Dla nas to było bardzo duże wyróżnienie.
Czy jeśli „Stosunki Międzynarodowe” okażą się sukcesem – a chyba już teraz można powiedzieć, że okazały się sporym – pomyślicie o kontynuacji płyty? Utworów z rockowej i metalowej klasyki, które moglibyście przerobić, jest przecież mnóstwo. Jeden z fanów w komentarzach sugerował na przykład nagranie największego przeboju Kiss, „I Was Made For Lovin’ You” pod tytułem: Zrobiłem się, by cię kochać.
(śmiech) Ładne! Ale myślę, że nagranie kolejnej takiej płyty nie miałoby większego sensu. „Stosunki Międzynarodowe” to i tak bardzo duży projekt dodatkowy. Co mieliśmy udowodnić, udowodniliśmy, co mieliśmy pokazać, pokazaliśmy. Nie chcemy, by ludzie nas oceniali tylko przez pryzmat tej płyty, by odbierano nas jako zespół coverowy. Skupiamy się na autorskim materiale. Mam co prawda w zanadrzu kilka tłumaczeń, które pasowałyby do drugiej części „Stosunków”, bo tak się wkręciłem w ten projekt, że nawet w momencie, w którym mieliśmy już zarejestrowaną całą płytę, napisałem kilka kolejnych przekładów, z myślą, że może się przydadzą. Jednak w tej chwili skupiamy się na koncertowej promocji „Stosunków” i planie wydawniczym kolejnej płyty. Mamy gotowych, to jest nagranych i zmiksowanych, dziesięć nowych autorskich numerów.
Rozmawiał: Maciej Koprowicz
źródło: materiały prasowe e-Muzyka