Doda i Aquaria Tour: wizjonerskie widowiska w Krakowie, Łodzi i Gdańsku (podsumowanie)

Aquaria Tour efektownie dopłynęła do brzegu. Doda udowodniła, że jest królową scenicznego show na światowym poziomie. Wizjonerskie widowiska w Krakowie, Łodzi i Gdańsku ustanowiły nowy standard w polskim przemyśle rozrywkowym. Trudno będzie im dorównać, a prześcignąć – wydaje się prawie niemożliwe! Koncerty Dody w największych halach w Polsce przyciągnęły kilkadziesiąt tysięcy osób i na długo pozostaną w ich pamięci. 

Tegoroczna trasa koncertowa Dody obejmowała czołowe obiekty w Polsce: TAURON Arenę Kraków, Atlas Arenę w Łodzi oraz ERGO ARENĘ na pograniczu Gdańska i Sopotu. Była to kontynuacja polsatowskich występów, do których doszło jesienią ubiegłego roku. Jednak ich rozmach osiągnął o wiele wyższy poziom.

– Współpraca z Prestige MJM pokazała, że wszystko można robić bardzo sprawnie, bardzo dobrze i z uśmiechem na twarzy. Pracowaliśmy zupełnie inaczej niż z Polsatem. Zmieniliśmy wiele elementów, dodaliśmy efekty specjalne, światło, utwory i zmodyfikowaliśmy scenariusz koncertu. To była już zupełnie inna bajka. Odbiór tych ludzi, którzy kupili bilety i przyszli na koncerty w dużych halach, był niesamowity. To jedno wielkie wow i nasza największa zapłata, bo fanom to się po prostu podobało. Kilka dni temu rozmawiałem z właścicielami Prestige MJM i wspólnie sobie powiedzieliśmy, że stworzyliśmy historię. Z całą świadomością podkreślam, że to, co udało się zrealizować, było czymś niesamowitym. W Polsce chyba nikt jeszcze tego nie zrobił w tak krótkim czasie i tak profesjonalnie. Stworzyliśmy historię, będę ją wspominał do końca życia i opowiadał moim wnukom – powiedział Rafał Bogacz, manager Dody tuż po ostatnim show na pograniczu Gdańska i Sopotu.

Oprawa koncertów była niezwykła. Aquaria Tour okazała się prawdziwym widowiskiem, które przykuwało uwagę od pierwszych chwil. Fantastyczne efekty wizualne, dynamiczne oświetlenie i innowacyjne projekcje stworzyły wrażenie podróży przez magiczne akwaria, które doskonale wpisywały się w koncepcję projektu. Cała scena pulsowała życiem, podkreślając unikalność i świeżość. Show Dody nie było tylko prezentacją muzyczną, ale również teatralnym doświadczeniem. Zastosowanie różnorodnych kostiumów, interakcje z publicznością oraz dopracowane choreografie sprawiły, że koncerty były pełne nie tylko dźwięków, ale i kwintesencją najprawdziwszych emocji. Na każdym występie publiczność płakała ze wzruszenia, ale ostatni był rekordowym pod względem ilości wylanych łez. Oddani fani nie dowierzali, że to już ostatni koncert na trasie i prosili, by ten sen się nie kończył…

Artystka potrafiła zaskakiwać, kreując niepowtarzalne momenty.  które pozostawiały widzów w osłupieniu. Doda to wyjeżdżała spod sceny, to opuszczała się na nią z góry na linie, innym razem unosiła się na platformie albo chodziła z parasolką, osłaniając się od… padającego deszczu. Do tego na ekranie pojawiały się kadry i motywy będące kierunkami w karierze artystki. Efektownie buchały ognie

Doda była oczywiście bohaterką koncertów, ale scenę dzieliła także z innymi artystami. Do każdego miasta zaprosiła gościa specjalnego. W Krakowie wystąpiła młodziutka Bryska, w Łodzi – Smolasty, a w Gdańsku/Sopocie – Lanberry. Swój show w trakcie każdego koncertu miały także drag queen, które przypominały wcielenia Dody z przeszłości. Ich performence wprowadzał humor i dużo zamieszania na scenie. Olbrzymie wrażenie zrobili tancerze z grupy East Side Dance Academy, występujący prawie do wszystkich utworów. Nie byli oni jedynie tłem, ale ważnym elementem show wyznaczającym jego dynamikę.

Pomysły na oprawę, wygląd sceny, wizualizacje, stroje i efekty – niemal wszystko wymyśliła Doda. Ona też zajęła się reżyserią show i czuwała nad jego najdrobniejszymi szczegółami. Próby do wcześniejszych pięciu koncertów w studiu Polsatu oraz do kolejnych trzech halowych występów w ramach Aquaria Tour pochłonęły dziesiątki godzin. Wszystko po to, aby wznieść się na wyżyny i w stu procentach zrealizować założoną wizję artystyczną.

– To była wyjątkowa polska produkcja, ze sceną, jakby sam Justin Bieber miał przyjechać. Na pewno nie gorszą! Mieliśmy obrotowy podest, kilka wind, padający deszcz, świecące słońce i inne efekty. Tu było wszystko, co w tej chwili w technice scenicznej jest najnowocześniejsze. Samej dekoracji woziliśmy aż sześć tirów, a całego wyposażenia – 20 ciężarówek. To ogromne przedsięwzięcie, trwające za każdym razem 24 godziny, ale przy tym efektowne i dające wiele satysfakcji. Wyznaczyliśmy nowe standardy polskich produkcji koncertowych, bo takiego show, na światowym poziomie, nie zrobił dotąd żaden polski artysta!  – powiedział Marek Kurzawa z agencji Prestige MJM, organizującej koncert.

Tekst: informacja prasowa Prestige MJM 

Zdjęcia: Jakub Janecki